wtorek, 30 grudnia 2014

Confessions of a Shopaholic

Lubię zakupy, i nie, nie zadam teraz retorycznego pytania "a która kobieta nie lubi?" - bo znam takie, które trzeba na nie zaciągnąć siłą. Większość facetów też nie lubi i do sklepu idą, kiedy coś im się rozpadnie i nie da się zreanimować. W sklepach tłoczno, gorąco, tłumy i nie ma gdzie zaparkować bla bla bla...
Jasne, że tak. Dlatego osobiście w sklepach wolę spędzać mniej czasu niż więcej.
Jak to się ma do mojej małej miłości do zakupów?
Zanim coś kupię, właściwie zawsze najpierw przeglądam ofertę w Internecie. Dlatego uwielbiam, kiedy sklep ma porządną stronę z całym katalogiem i realnymi zdjęciami produktów na modelkach. Teraz powinno to być już standardem, ale kilka lat temu strony potrafiły się ograniczać do informacji o firmie, adresach i... już, właściwie. Wciąż jeszcze zdarzają się przypadki, gdzie nawet znalezienie godzin otwarcia graniczy z cudem - oby coraz rzadziej. 

Kiedy już upatrzę sobie coś pięknego, sprawdzam najbliższy adres i dostępność towaru w salonie. Kolejna piękna funkcja, na którą tak długo trzeba było czekać! Dzięki temu staram się nie zakochiwać w czymś, po co będę musiała jechać na drugi koniec kraju. Albo czekać do następnej epoki lodowcowej. Nie znoszę, kiedy na stronie coś jest, a ekspedientki widzą to pierwszy raz na wyświetlaczu mojego telefonu. 

Niektóre firmy oferują możliwość zakupów przez Internet, ale właściwie nigdy z niej nie korzystam, jeśli mogę zobaczyć produkt na żywo. To jest właśnie ten moment, kiedy wstaję od komputera i już tak naprawdę "Idę na zakupy" przez duże I. Kilka razy nacięłam się już, że coś, co wygląda zjawiskowo na zdjęciu, nie do końca odpowiada moim oczekiwaniom "w realu" (np.: H&M, z którego właściwie niczego nie kupiłabym bez mierzenia, pomimo, że stanowi połowę mojej szafy). 

Mniej więcej tak wyglądał proces decyzyjny na ostatnich "zakupach" ;) Przy czym 3 h spędziłam w ciepłym domu z kubkiem kawy (...więcej niż jednym), przeglądając katalogi. A pół godzinki w sklepie, polując na moją zdobycz, która czekała na półce. 

Ja jestem zadowolona w 100%. Ale to ja. Za to wyobraźcie sobie tylko, jak szczęśliwy jest mój facet!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz